~* ~Bonus z okazji ostatniego odninka Sagi Buu: ~*~
112. Wszechświat w rękach ludzkości
Rok 774
PLANETA: Kōriwa / Ziemia
CZAS AKCJI: po 112 odcinku
Wszystko skończyło się dobrze. Nawet lepiej niż oczekiwał. Tak bardzo obawiał się łamaczy czasu, że niemal schował się w cień całej tej ponurej i nieprzewidywalnej historii. Historii, którą myślał, że już przeżył. Ta jednak była zgoła inna. Niby podobna, a jednak odmienna. Nawet jeśli zakończenie było niemal identyczne.
W tym świecie poznał bardzo ciekawą istotę i nie do końca tę, której poszukiwał — księżniczkę Saiyan, Sarę. Nastolatka była porywcza co jej starszy brat. Kiedy wyruszał w tę podróż, spodziewał się dorosłej kobiety, podobno siostry bliźniaczki księcia, a nie siedemnastolatki. Bądź co bądź była najprawdziwszą krewną Vegety, tyle że nie tą, której szukał. On ruszył w nieznane za tajemniczą księżniczką imieniem Ttuce. Czy w ogóle żyła? Tego nie mógł stwierdzić. Nie powinien także wykluczać jej istnienia. Wiedział na pewno, że Towa o Sarze nigdy nie słyszała. Chciał, by tak pozostało. Koniec końców udało mu się to.
Wreszcie wrócili do twierdzy Wszechmogącego. Powrócili z tarczą, wszyscy i w dobrych humorach. Sara wydała się Saiyaninowi nieco poddenerwowana, ale jednocześnie dziwnie rozpromieniona. Chyba po raz pierwszy taką ją widział. Dotąd albo z nim walczyła na słowa, albo usiłowała coś udowodnić. W sumie nie tylko jemu, a każdemu.
Wykazała się niezwykłą determinacją, nawet kiedy leciała z motyką na słońce. Kilkukrotnie był zmuszony ocalić ją od śmierci. Kiedy chodziło o ważnych ludzi w jej życiu, działała bez zastanowienia. Mogła zginąć wraz z Vegetą, gdy ten się wysadził. Drugi raz, gdy Buu pozamieniał wszystkich w czekoladę. Za trzecim razem ocalił ich przed destrukcyjnym wybuchem spod ręki Buu. Kolejny raz trzeba było ją ratować po samobójczej walce z Majinem, ale tym razem uczynił to Son Gokū. On miał się nie mieszać i obiecał to wtedy wojowniczce. Danego słowa złamać nie mógł. Nawet kiedy jego ciało rwało się do pomocy. Nienawidził patrzeć na czyjeś cierpienie. Jednakowoż doskonale zdawał sobie sprawę, że ingerencją uszczknąłby jej honoru. Tacy byli Saiyanie, a on był jednym z nich.
Panowała wesoła atmosfera w pałacu Dendego, aż nagle wszystko się posypało. W jednej chwili widział, jak ogoniasta rozmawia z C18, a w następnej jej KI niebezpiecznie podskakuje. Był w pobliżu i niemal jednym susem znalazł się przed nią. Była blada, a jednocześnie jakby płonęła. Złapał ją za ramiona z wyraźną troską. Nie minęła chwila, kiedy się wyrwała. Kenzuran wyraźnie poczuł wyładowania na jej ciele. Momentalnie odsunął się, zaciskając przy tym pięści. Mrowienie było nieprzyjemne. Saiyanka z trudem utrzymywała równowagę, jakby walczyła sama ze sobą.
Tuż za nią stała blondyna równie zdezorientowana. Jej duże i jasnoniebieskie oczy zdawały się jeszcze większe. Cokolwiek wyprowadziło dziewczyny z równowagi, do tej pory nie dosięgnęło oczu wojownika. Nie rozumiał zaistniałej sytuacji. Nikt inny najwidoczniej także nie. Dookoła dało się słyszeć radosne wołania.
— Umiesz się szybko przemieszczać, prawda? — Osiemnastka szepnęła z przerażeniem, a jednak zachowując zimną krew. — Zabierz ją stąd, migiem.
Chwyciła mężczyznę z determinacją w okolicy łokcia. Jej wzrok był bardzo wymowny i nieznoszący sprzeciwu. Nie znał tej kobiety przed turniejem Komórczaka, ale z opowieści swego przyjaciela słyszał, jaka z niej była twarda sztuka. Wiedział, że te dwie się przyjaźniły, także, jeśli ta druga prosiła go o pomoc, nie mógł tego zignorować. Zresztą wszyscy byli w szampańskich nastrojach, a Saiyanka nie. To musiało przecież coś oznaczać. Zwłaszcza kiedy ta niekontrolowanie podnosiła swoje KI.
— Jeśli zaraz jej stąd nie zabierzesz, rozpęta się piekło, którego będzie żałować na wieki — dodała pospiesznie. — Nie mogę jej na to pozwolić.
Wojownik przytaknął, a następnie ponownie chwycił siedemnastolatkę za ramię, jednocześnie przykładając dwa palce do czoła. Nie miał czasu się zastanowić dokąd się udać. Wybrał jakieś pustkowie kilkanaście kilometrów od jakiegoś miasta. Ostatnie co widział to delikatne i stanowcze przytaknięcie ze strony żony Kuririna. Zaraz po tym, jak wykonał manewr, puścił rozsierdzoną dziewczynę, a ta padła na kolana, łapczywie wciągając powietrze. Podpierając rękoma zieloną trawę, odkaszlnęła kilkukrotnie.
— Jak się czujesz? — zapytał Saiyanin, ostrożnie kucając obok. — Poraziłaś mnie.
Czarnooka wciąż z trudem łapała oddech. Można było odnieść wrażenie, że dziewczyna za moment wybuchnie. Jej energia niebezpiecznie pulsowała, a wyładowania przeskakujące przez szczupłe, aczkolwiek dobrze zbudowane ciało jedynie to potwierdzało. Było mało czasu, ale wojownik postanowił załagodzić sytuację. Był silny i uważał, że ma szansę zażegnać kryzys.
— Zabierz mnie stąd! — Sara z trudem wydyszała. — Nie mogę oddychać! Nie mogę...
— Gdzie mam cię zabrać? — zapytał zmieszany.
Mężczyzna był zdezorientowany odpowiedzią. Nie rozumiał zaistniałej sytuacji, nawet jeśli usiłował coś zdziałać. Jeśli miał coś osiągnąć, musiał zrozumieć. Dopiero co zwyciężyli i się wszyscy radowali. Skąd ta cała nagła zmiana? Czego nie dostrzegł? Dlaczego nie obserwował otoczenia, tylko wpatrywał się w tę dziewczynę? Wierzył, że po wszystkim ta postanowi do niego dołączyć i razem ruszą do jego świata i sprawdzą, czy może chodziło o tę niby wyimaginowaną siostrę. Gdy ruszał na tę wyprawę, był pewien, że nie istnieje żadna siostra, że to tylko misterna zagrywka demonicy, którą musiał odkryć. Vegeta jednak miał rodzinę.
— Daleko stąd! — wrzasnęła, waląc pięściami w podłoże. — Szybko! Do cholery!
Pod naporem energii utworzył się mały krater. Ewidentnie w tym zachowaniu było błaganie o pomoc. Nie mógł tego zignorować. Nie mógł też narażać mieszkańców Ziemi.
— Zabierz mnie... Nie chcę być na tej przeklętej planecie! — zerwała się na nogi, szarpiąc przy tym Saiyanina ku ziemi. — Nie mogę tu zostać i lepiej się pospiesz, bo zaraz eksploduję! Nie ręczę za siebie!
Przez ciało Saiyanki przebiegł niebezpieczny dreszcz, a zaraz po nim fala wyładowań, które dosięgnęły niczemu winnego wojownika. Wrzasnęła, kuląc się w sobie, a następnie z determinacją nieznoszącą sprzeciwu wejrzała w jego czarne tęczówki.
— Dobra, dobra...
Wierzył w to, o czym mówiła. Jej KI niebezpiecznie szalała. Dostrzegał, że walczy z samą sobą. Nie chciała uzewnętrznić swej siły i emocji ani na górze, ani na samej Ziemi. Czy miało to związek z tym, że dopiero co ją odtworzyli? Mężczyzna przyłożył dwa palce do czoła, wyszukując odległej lokalizacji. Łapał się czegokolwiek na Błękitnej Planecie. Kilka przeskoków uspokoiło nieco szalejącą moc, ale wiedział, że niczego w ten sposób nie osiągnie, a jedynie odwlecze. Postanowił więc spełnić prośbę i odszukał jak najdalszy zakątek kosmosu z życiową energią. A potem znowu, znowu i znowu.
W końcu zatrzymali się na jakieś planecie, a dziewczyna puściła jego poszarpany strój, padając na kolana. Spojrzał na nią z politowaniem. Wyglądała, jakby co najmniej straciła wszystko. Jednak dlaczego? Przecież odzyskała swoje życie, swój dom i swoją rodzinę.
— Jak daleko? — zapytała roztrzęsiona.
Nie chciał jej w żaden sposób bardziej rozjuszyć. Wiedział, jak jest porywcza i jak łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Cokolwiek wydarzyło się w Rajskim Pałacu, dogłębnie nią wstrząsnęło. Wszystko działo się tak szybko, że nie miał czasu się rozejrzeć, ani też dopytać. Pozostało mu spełnić błagania ogoniastej w nadziei, iż wreszcie ta uchyli rąbka całej zagmatwanej sytuacji.
— Na tyle byś mogła spokojnie wybuchnąć. Im dłużej tłumisz tę moc, tym gorzej dla ciebie. — rzekł z zatroskaniem. Sam był zdumiony, jak bardzo w tym krótkim czasie polubił tę niesforną dziewczynę.
— Chcę być tak daleko, że nikt nie będzie w stanie mnie znaleźć! Nawet Gokū — wrzasnęła, kipiąc wściekłością. — Nigdy tam nie wrócę i to jest twoje zadanie, Kenzuranie.
Oniemiał. Nie spodziewał się, że jest aż tak źle. Tym bardziej miał prawo wiedzieć, co wydarzyło się na szczycie wieży. Była mu to winna, skoro z nią podróżował, w dodatku nie zadając uciążliwych pytań.
— A nie lepiej byś ruszyła ze mną? — zapytał ostrożnie. — Po co się ukrywać?
Sara zerwała się na równe nogi niczym rozjuszona osa. Nic złego przecież nie powiedział. Zaproponował jakieś wyjście z sytuacji. Po co skakać na oślep po kosmosie, jeśli można razem z nim ruszyć w... przyszłość? Chyba przyszłość. Jego świat był już jakiś czas po tych potwornych wydarzeniach, więc mógł nazwać to czasem przyszłym, prawda? Ona jednak spojrzała mu w oczy z niewypowiedzianym cierpieniem. Zrobiło mu się jej żal, nawet kiedy nie rozumiał dlaczego. Jej ból był okrutnie wymowny. Dziewczyna z ledwością trzymała się przy zdrowych zmysłach.
— Gdziekolwiek są oni, mnie tam być nie może! A oni są i u ciebie. Zabierzesz mnie tak daleko, jak to tylko możliwe, a potem wrócisz i o wszystkim zapomnisz — wycedziła, wymachując groźnie palcem. — Znajdź tę cholerną siostrę Vegety i uratuj go, skoro to twoja misja. Ja już nigdy nie wrócę na Ziemie. Nie mogę ci pomóc.
Wojownik stał w milczeniu, nie pojmując tej decyzji. Nie zdążył zadać pytania, kim są „oni”, gdy nagle zawyła, upadając na kolana. Kenzuran z ciężkim westchnieniem rozejrzał się po okolicy, a następnie powtórzył czynność kilkukrotnie. Dokąd zaprowadziły go te wszystkie teleportacje? Na pewno gdzieś, gdzie nie wyczuwał specjalnie żywej duszy. Jakieś pojedyncze słabe, nie koniecznie inteligentne.
Lodowaty podmuch dosięgnął saiyańskie ciała. Mężczyzna mimowolnie opatulił się rękoma. Nie lubił takiej pogody, nawet jeśli kiedyś, w zamierzchłych czasach mieszkał w lodowym królestwie. Gdziekolwiek byli, panowała ciemna noc. W chwili, gdy Sara spróbowała się podnieść, Kenzuran pomógł jej się wyprostować. Spojrzał na nią z troską, w nadziei, iż dowie się czegoś na temat zaistniałej sytuacji. Nie żądał przecież zbyt wiele.
— Odejdź, proszę... — wyszeptała z wysiłkiem. — Nie mogę bardziej ciebie w to mieszać. Idź, czas na ciebie...
Przybysz z przyszłości niechętnie przytaknął, a jedyne co po sobie pozostawił to smutny i skonfundowany wyraz twarzy. W pewnym momencie uznał, że proszenie o wspólną podróż nie ma sensu, tak samo, jak o wyjaśnienia. Z czymkolwiek walczyła była na skraju wytrzymałości. Jej nienawistna determinacja wręcz nakazywała mu posłuszeństwo. Zastanawiał się, czy to może właśnie ta chwila. Przyłożył palce do czoła i niczym mgła się ulotnił. Nie opuścił jednak planety, a stanął na uboczu, za wielką taflą lodu. Nie mógł przegapić tego momentu. Czuł, że jest coś na rzeczy.
Księżniczka ukryła dłoniach swą twarz. Przestała kontrolować emocje. Widział, jak pozwala ciału przejść przez całą paletę wyładowań. W akompaniamencie krzyków pozwalała organizmowi na wyrzucenie z siebie wszystkiego, co ją trapiło. Zatrząsały się posady, a ziemie rozstąpiły. Lodowa ściana, za którą się krył, popękała. Teraz Kenzuran rozumiał, czego był świadkiem. Miał wrażenie, że KI teraz już złotowłosej może dotknąć palcem, ukształtować, choć dzieliła ich odległość.
Obserwował wszystko z zapartym tchem. Komu jak komu, ale jej życzył dobrze. Nie tylko ze względu na wspólne pochodzenie. Po prostu ją lubił taką, jaką była. A była sobą i nie zamierzała się z tym ukrywać. Jej bezpośredniość nawet mu imponowała. I chociaż była podobna do swego brata, to jednak odbierał ją zupełnie inaczej. W dodatku musiał przyznać, że okazała się uroczą młodą kobietą. Ze zdumieniem przyglądał się nadchodzącej transformacji. Miał ten zaszczyt być pierwszym. Jej dotąd sterczące włosy diametralnie się wydłużyły, co oznaczało tylko jedno — stała się wojownikiem trzeciego poziomu. Gdyby mógł, pogratulowałby jej. Ona nie chciała ani jego, ani nikogo innego towarzystwa. Miał nadzieję, że dziewczynie niebawem przejdzie ta „nieuzasadniona” złość i wróci do domu. W jaki sposób? Nie miał pojęcia. To było jej zadanie. Może i zimny kubeł?
Utrzymanie nowej formy nie trwało długo. Tak to zwykle bywało na początku. Dziewczyna utraciła KI i upadła. Tyle mu wystarczyło. Musiał opuścić to miejsce nim Sara zorientuje się, że wciąż tutaj sterczał. W dodatku ją obserwował. Kolejny raz przyłożył dwa palce do wysokiego czoła i kilkanaście razy teleportował się, nim odnalazł drogę do domu. Naprawdę daleko ich przeniósł.
Gdy wylądował już na Ziemi, usiadł na trawie, a następnie się położył. Począł obserwować białe chmury, rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami. Tak wiele się działo. Najbardziej jednak uderzyła go ostatnia sytuacja. Chciał zrozumieć, nim odejdzie stąd na zawsze. W końcu miał nie tylko misję, ale i swój dom. Tu nie było dla niego miejsca i nigdy tego nie planował.
Po upływie kilkunastu minut i wyjątkowo krótkiej drzemce odszukał energię Kuririna, gdyż Osiemnastki nie był w stanie. Bycie androidem miało swoje zalety. Rodzina przebywała na wyspie Muten Rōshiego, co oznaczało, że się wszyscy już rozeszli. Wylądował na jeszcze rozgrzanym od słońca piasku i dostrzegł kobietę stojącą po kolana w wodzie obserwującą zachodzące słońce. Niedaleko przebywał jej mąż wraz z ich córką.
— Hej, nie przeszkadzam? — zapytał niezręcznie, drapiąc się po bujnej czuprynie.
— Nie Kenzuranie — odparł spokojnie były mnich. — Myślę, że Osiemnastka właśnie na ciebie czekała.
Uśmiechnął się słabo do Saiyanina, po czym wziął Maron na ręce i powędrował do niewielkiej chatki z białych desek. Nie chciał przeszkadzać, ale w tym wszystkim była najważniejsza mała Maron. Wystarczająco już widziała, a wciąż była tylko małym dzieckiem. Chciał chronić jej dzieciństwo za wszelką cenę. Saiyański wojownik odprowadził ich wzrokiem.
— Gdzie jest? — padło bezpośrednie pytanie.
— Właśnie po to przybyłem — westchnął, opuszczając wzrok na zapiaszczone obuwie. — Jest bardzo daleko stąd. Nie jestem nawet pewny czy dam radę w pełni odtworzyć trasę.
Kobieta odwróciła się i spojrzała na niego gniewnie. Założyła ręce na piersi. Nie zwracała uwagi na to, że fale co rusz moczą jej i tak już mokre spodnie. C18 musiała wiedzieć, gdzie znajduje się jej przyjaciółka. Chciała być, gdy ta będzie jej potrzebować. W razie konieczności musiała znać jej położenie, nawet jeśli nie zamierzała za nią ruszać w pościg. Szanowała jej decyzje i rozumiała obecną sytuację. Niemniej wiedza była wszystkim, czego potrzebowała. Była zobligowana do tego, jako dobra kumpela.
— Nie obchodzi mnie, ile razy użyłeś swojej techniki, a tego, w jakim stanie jest Sara! — ryknęła niebezpiecznie. — Szanuję jej decyzję, ale muszę wiedzieć, czy jest bezpieczna! Ktoś musi.
Właśnie dlatego uznał, że to właśnie ona winna wiedzieć cokolwiek o księżniczce. Nie brat, nie koledzy, a ona — Ta, która popędziła na ratunek całej planecie, gdy jej koleżanka stała się tykającą bombą.
— Myślę, że jest, mam nadzieję — mruknął posępnie. — Osiągnęła kolejny poziom. Poradzi sobie, gdziekolwiek teraz jest. To w końcu potężna wojowniczka.
Kenzuran podał nazwy planet, jakie odwiedził w drodze powrotnej. Uznał bowiem, że to dobry plan, bo dzięki temu ktoś będzie w stanie jakoś namierzyć w przyszłości księżniczkę. Za każdym razem, gdy używał błyskawicznej transmisji, odnajdywał jakiegoś mieszkańca i próbował nawiązać kontakt, by uzyskać nazwę globu. W końcu nikt nie wiedział, czy któregoś dnia nie zechce wrócić. A może Vegeta miał zamiar ją odwiedzić w przyszłości? Rozumiał i jednocześnie nie chciał być jedyną osobą, która wiedziała cokolwiek o Saiyance, zwłaszcza kiedy miał zaraz opuścić ten świat i już nigdy nie wrócić. Nie był w stanie nieść tego brzemienia samodzielnie. To nie byłoby w porządku wobec jej bliskich.
>>— Zabierz mnie... Nie chcę być na tej przeklętej planecie! — zerwała się na nogi, szarpiąc przy tym Saiyanina ku ziemi. — Nie mogę tu zostać i lepiej się pospiesz, bo zaraz eksploduję! Nie ręczę za siebie!<<
OdpowiedzUsuńZespół napięcia przedmiesiaczkowego?? hmmm
dobrze by bylo 🙈
Usuń>>Przez ciało Saiyanki przebiegł niebezpieczny dreszcz, a zaraz po nim fala wyładowań, które dosięgnęły niczemu winnego wojownika. <<
OdpowiedzUsuńalbo to jakiś kosmiczny wirus, kto wie,co jej kolega przywlókł z innej linii czasowej
to coś innego, ale teraz już to wiesz bi czytalas glowny odcinek 🙈
Usuńjak to ja xD zakręcona jak słoik
Usuń>>Utrzymanie nowej formy nie trwało długo. Tak to zwykle bywało na początku. Dziewczyna utraciła KI i upadła.<<
OdpowiedzUsuńhmmm... wciąż nie rozumiem dlaczego doszło do tej przemiany
gdybys czytala po kolei to by wszystko bylo jasne xD prawda? ;)
Usuńjak słońce
Usuń>>Kenzuran podał nazwy planet, jakie odwiedził w drodze powrotnej. Uznał bowiem, że to dobry plan, bo dzięki temu ktoś będzie w stanie jakoś namierzyć księżniczkę. Za każdym razem, gdy używał błyskawicznej transmisji, odnajdywał jakiegoś mieszkańca i próbował nawiązać kontakt, by uzyskać nazwę globu<<
OdpowiedzUsuńhmmm intrygujące. no to może być wstęp do jakiś nowych przygód. to może być ciekawe
Czyli Super Saiyanin 3 poprzez gniew, a nie radość z walki, coś tak mogłem przewidzieć jak czytałem 112 rozdział, ale tam też właśnie o tym pisałem. Twoje opowiadanie, więc ty po swojemu wprowadzasz transformacje :P. I ciekawy ten zabieg z planetami, tak jak w przypadku Sagi Granoli, jak Goku uciekał przed Gasem.
OdpowiedzUsuńnie wiem jak bylo z Granola, ja tu nie jestem na czasie 🫣 poki nie mam kolejnych tomow siedze w niewiedzy :p
UsuńOsiagnela ssj3 nie tylko ze względu na gniew, ale zal, utrate nini byly dwa zenkai, ktore takze przyczyniły sie do wzrostu mocy. Sara kocha walczyc o czym wszyscy wiedza, to sie nie zmienilo, ale w ostatnim akcie to wrecz poczula zew krwi i chec mordu 😱 Jak tu tego nie wykorzystac?
ps. ona nie wie w tej chwili, ze osiagnela ssj3. wyladowala sie, upuscila mocy, jest przekonana, ze to gniew. Ale mielismy świadka, ktory mogl potwierdzic zaistniala sytuację ;)