Siedzieli na skraju włości podniebnego pałacu. Wpatrując się w bajecznie rozgwieżdżone niebo, upajali się ostatkami spokoju. Tutaj nic nie maskowało tego, co zapierało dech w kosmicznej przestrzeni, a oni ją doskonale znali i podziwiali od najmłodszych lat. Może nawet za nią tęsknili? Ona na pewno. Siostra spojrzała na brata, który w milczeniu wpatrywał się w bliżej nieokreślony cel.
— Wiesz, że nadal go mam? — Dziewczynka przerwała ciszę. — Pilnowałam go jak oka w głowie. Musiałam go ukrywać, bo wiedziałam, że jeśli mnie z nim zobaczą, od razu wyjdzie na jaw, kim jestem. Tak mówił Natto.
Z początku tak było. Później zdała sobie sprawę, że Dodoria wiedział. Te wszystkie dni i noce z nim spędzone w niewyobrażalnym bólu i upokorzeniu. Nigdy nie przyznała się do swojego pochodzenia, nawet gdy grożono jej śmiercią. Z początku myślała, że jeśli się przyzna, wreszcie zazna spokoju, ale się myliła. Nawet gdy Dokuharianin był przekonany o swojej racji, nie zabił dziewczynki, tylko ją dla zabawy katował.
Książę Saiyan oderwał wzrok od mistycznego, nocnego nieba, próbując przyjrzeć się niedawno odzyskanej siostrze. Śmiał twierdzić, iż wróciła z martwych. Lata temu, gdy został poinformowany, że jego rodzinną planetę noszącą nie tylko jego imię, ale i ojca dosięgnął meteoryt, a raczej ich deszcz załamał się całkowicie. Zniszczyły one jego dom, a także rodzinę: matkę, ojca i maleńką siostrę. Jednak to z jej śmiercią długo nie mógł się pogodzić. Najpierw nie mógł uwierzyć, że ktoś tak mały, jak ona był w stanie walczyć o przetrwanie, a później, że już jej nie ma. Mała Saiyanka od urodzenia była wojowniczką i nie chciał dopuścić do siebie tej informacji, że kiedy już tak wiele wywalczyła po prostu... odeszła. Wtedy jeszcze nie wiedział, że wszystko było kłamstwem. Sposób, w jaki zginęli jego pobratymcy, był zupełnie inny. Księcia wtedy uchronił wylot na Ziemię z Nappą.
Chociaż światło z pochodni pałacowych dawały znikome oświetlenie, to zauważył, że Sara kurczowo trzymała coś w dłoni tuż nad klatką piersiową. Jej wyraz twarzy wskazywał na nostalgię. Im dłużej się przyglądał, tym bardziej nie rozumiał. Wciąż spoglądała w kosmiczne niebiosa z delikatnym uśmiechem. Była taka niewinna, a jednak mocno podobna do niego.
— Co masz na myśli? — W końcu zapytał.
— Pierścień — rzekła, okazując w dwóch palcach błyszczący przedmiot zawieszony na jej szyi. — Ostatnia i jedyna rzecz, jaka mnie łączy z przeszłością.
Jego oczy rozszerzyły się z podziwu. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Nawet kiedy jego maleńka siostra jakimś cudem okazała się żywa. Gdy wygrała swoją pierwszą walkę o przetrwanie, coś w nim pękło i po raz pierwszy w życiu poczuł, że nie musi być sam, może dla kogoś żyć i że warto mieć rodzinę. Nawet z własnymi rodzicami nie miał takiej więzi. Chociaż Saiyanka poznała go dopiero w wieku czterech lat, gdy wyszła z inkubatora, wiedział, że będzie o nią walczyć, a ona wkrótce zostanie wielką wojowniczką. Życzył jej tego, chciał ją samodzielnie szkolić. Oddał dziewczynie swój pierścień, który dostał od ojca, a sam przywdział ten, który winien należeć do niej. Miała mu go zwrócić, kiedy osiągnie elitarną moc, a Vegeta III przestanie ją traktować jak wynaturzenie i rodzinną hańbę.
Los jednak był okrutny. Nigdy nie doczekali tego momentu. Planeta przestała istnieć pod jego nieobecność, tym samym łamiąc mu serce. Już nigdy więcej nie zamierzał obarczać siebie takim uczuciem. Pragnął roznieść w pył wszystko i wszystkich, którzy stanęli na jego drodze. Aż pojawiła się cholerna Bulma. Ona w niezrozumiały dla niego sposób potrafiła emocjonalnie przeprogramować jego rozszarpane człowieczeństwo. A może znalazła w nim tę utraconą cząstkę, której do końca się nie wyzbył i nawet o tym nie wiedział?
— Naprawdę, masz go? — zapytał cicho, z nieukrywanym niedowierzaniem.
— Oczywiście! — zawołała z entuzjazmem. — To była jedyna rzecz, która mi została po starym świecie. Stał się moim medalionem. Ostatnim wspomnieniem, chociaż nigdy nie wierzyłam, że zginąłeś. Chciałam cię odnaleźć za wszelką cenę, a oni robili wszystko, byśmy na siebie nie trafili.
— Udało ci się — przypomniał cicho. — Jesteś tutaj. Dotarłaś naprawdę daleko.
— To prawda! — zawołała z nutą werwy. — A ty? Masz mój?
Mężczyzna westchnął ciężko, spuszczając głowę. Teraz spoglądał w ciemną otchłań, prowadzącą do maleńkiej wieży kociego mistrza imieniem Karin. Nie miał go. Jakiś czas temu pogrzebał przedmiot na odległej planecie, gdy trenował przed najazdem cholernych maszyn. Tym akcentem miał zamiar pożegnać się z przeszłością na zawsze. Chciał zapomnieć o tym, co już nigdy nie wróci. Uwolnić się od bolesnych wspomnień. A teraz tu była, a prezent, jaki jej wręczył, gdy była niemowlęciem, potwierdzał, iż ona to najprawdziwsza saiyańska księżniczka. Do tej pory ciężko było mu uwierzyć, a jednak wszystkie sygnały na niebie i ziemi wskazywały na to, że dziewczynka powstała niczym feniks z popiołów.
— Nie. — Wyznał w końcu. — Nie mam.
Dziewczynka spuściła wzrok, mocniej zaciskając w piąstce swój święty Graal. Cieszyła się, że nikt nigdy jej go nie odebrał, tym samym skazując na dziecięcą utratę wiary i nadziei, która z roku na rok słabła. Jednak część niej walczyła o to, w co chciała wierzyć. Zamknęła oczy, po czym cicho westchnęła, nie otwierając ust. Liczyło się tylko, że tu była i on też. Spojrzała kolejny raz w niebo, zastanawiając się, kiedy ponownie wróci w przestrzeń kosmiczną, która od tak dawna była jej domem.
— Zgubiłeś go? — zapytała.
— Nie.
Nic więcej nie powiedział. Milczał, obserwując swoją siostrę z ukosa. Dostrzegł, że jednak może powiedzieć jej prawdę. Chociaż była jeszcze dzieckiem, to rozumiał, że to nie ta sama mała smarkula, którą ostatni raz widział przed wylotem na tę właśnie planetę. Nie znał jej, ale pragnął poznać. Jedyne co miał to wspomnienia. Te piękne, jak i te bolesne.
— Kiedyś pogrzebałem przeszłość — rzekł powoli. — Ty byłaś najboleśniejszym wspomnieniem i musiałem się z tobą rozstać. Mnie ta błyskotka przytłaczała.
Mężczyzna nawet nie spojrzał na siostrę. Jego wzrok był wbity w bliżej nieokreślony cel. Sama retrospekcja, tamtych chwil była jak krwawiąca rana. Przypomniał sobie, jak bardzo był z tego powodu rozwścieczony i nieszczęśliwy. Nidy wcześniej się tak źle nie czuł, jak tamtego dnia. Najgorsze było to, że o całym wydarzeniu dowiedział się przez radio, lecąc na Ziemię. Wtedy stał się najgorszą wersją siebie. Bezwzględną maszyną do zabijania. Wszystko było mroczne, złe i jego zdaniem nie zasługiwało na życie.
— Rozumiem — odparła, kładąc swą dłoń na jego kolanie. — Rozumiem, Vegeta.
Uśmiechnęła się do niego delikatnie, a on wiedział, że wreszcie będzie mógł spać spokojnie. I ona również. Ta noc była pełna magii i niewypowiedzianych emocji, które się kłębiły. Saiyanie nie potrafi okazywać nadmiernie uczuć wychowani twardą ręką pełnej bólu, pogardy, rywalizacji i nienawiści. W tym wypadku uśmiech był wszystkim, na co potrafili się zdobyć. Im to w zupełności wystarczało.
— Pora spać — rzekł Vegeta, podnosząc się z podłogi. — Te puszki same się nie pokonają.
Saiyanka również się podniosła, po czym podążyła za swoim bratem w głąb podniebnego pałacu, gdzie Momo przygotował dla nich komnatę, by mogli wypocząć przed nadchodzącymi wydarzeniami. Za parę godzin Gokū i jego syn mieli opuścić komnatę Ducha i Czasu, a książę wrócić do środka, by ponownie wznowić morderczy trening. Tym razem samotnie.
Po kąpieli zawitali do pomieszczenia przygotowanego dla nich, w którym panował surowy i biały styl. Niespiesznie szykowali się do łóżek. Komnata była przestronna z małymi, podłużnymi oknami bez kantów. Znajdowała się pod pałacem, gdyż jego kondygnacje schodziły w dół, nie ku górze. Poczciwy dżin uznał, że skoro ta dziewczynka jest jedyną rodziną tego wrednego Saiyanina i tylko przy nim czuje się bezpiecznie to winni dzielić pokój. Nie chciał denerwować dziecka, a pokazać, że nie są jej wrogami.
— Te łóżka są niesamowicie miękkie — Sara westchnęła, kładąc się na nim. — Nigdy wcześniej na czymś takim nie spałam.
— Ziemia jeszcze wiele razy cię zaskoczy.
Już ją zdumiewała. Od chwili, w której tutaj wylądowała, nie mogła się nadziwić czystym powietrzem, krystaliczną wodą, cudem różnorodnej natury zwierząt i roślin. A przede wszystkim tym, że właśnie tu spotkała swojego brata. I nie tylko on był Saiyaninem. Myślała, że ona jest ostatnim, jeśli nie odnajdzie księcia. Do tego ten podniebny pałac! Jak on w ogóle utrzymywał się na niebie, nie będąc żadnym pojazdem? Pragnęła być jeszcze wiele razy zaskoczona. Miała nadzieję, że już nic złego ją nie spotka i nigdy, ale to nigdy nie straci swojego ostatniego krewnego. Jedynej istoty, z którą łączyła ją więź. Niewytłumaczalna, a jednak od pierwszego ich spotkania twarzą w twarz wiedziała, że jest dla niej kimś wyjątkowym.
— Dlaczego nie pozwalasz mi wejść do tego magicznego miejsca? — zapytała księżniczka, leżąc w posłaniu, spoglądając w sufit. — Nie boję się. Gdyby tak było, Dodoria już dawno by mnie zabił.
— On nie żyje. — Chciał zauważyć mężczyzna. — Zabiłem go i potraktuj to jako vendettę.
— Co to znaczy?
— Że pomściłem śmierć wszystkich, których zabił on, Freezer i cała jego klika. Twoją również. — Odpowiedział, po czym umilkł na kilka chwil — Jesteś tu, a to oznacza, że stajesz się prawdziwą wojowniczką. Co prawda musisz się jeszcze wiele nauczyć, ale jeśli o mnie chodzi, możesz wejść w szeregi elitarnych wojowników.
— Co? Naprawdę? Ale... — dziewczynka z wrażenia podniosła się z posłania. — Nie ma elitarnych wojowników. Wciąż nie jestem godna...
— Gdyby byli to właśnie byś do nich wstąpiła — odpowiedział z delikatnym uśmiechem, którego nikt nie mógł dostrzec. — Przeżyłaś niewolę, odnalazłaś mnie, a to oznacza, że oni wszyscy się mylili. Nasz system był badziewny.
Dziewczynka uśmiechnęła się, słysząc te słowa. Z radością by podskoczyła, ale była zmęczona. Miała nadzieję, że któregoś dnia znowu między nimi będzie jak kiedyś, nawet jeśli czas bardzo ich od tamtego momentu zmienił. Ona wydoroślała jak na dziesięciolatkę, a on zdawał się kimś innym.
— Cieszę się, że to właśnie ty go zabiłeś. To wiele dla mnie znaczy.
— Wiem, Saro. Wiem — szepnął równie zmęczony. — Nie mogę przegapić wyjścia Namekanina. Dobranoc.
Mógłby przysiąc na własne życie, że od wieków nikomu nie życzył dobrej nocy. Przed oczami stanęło mu ostatnie pożegnanie z tą małą, tuż przed odlotem z jego wieloletnim kompanem Nappą. To był ostatni raz, kiedy komukolwiek powiedział: dobranoc. Nim pochłonął go sen, uśmiechnął się, ale nikt tego nie widział. Przyrzekł sobie, że gdy wszystko się uspokoi, odnajdzie ten pierścień. Jego mała siostra żyła, a to znaczyło, iż cała przeszłość nie mogła być dłużej pogrzebana.
Głębokość peryskopowa osiągnięta!
OdpowiedzUsuńWynurzam się tutaj przywiedziony linkiem z rozdziału szesnastego. Ciesze się, że nie przegapiłem sznura, bo odcinek bonusowy jest tym, czego najbardziej szukam w twoim fiku. Przemyśleń postaci, rozwoju ich charakteru i zmian, jakie wprowadza pojawienie się Sary. Aż chętnie bym przeczytał cały rozdział tylko o tym, jak to Vegeta szuka pierścienia. ;)
Dobra robota.
Szczerze powiedziawszy ja także! Dziękuję za uznanie. 🧡
UsuńZdecydowanie bonusy są potrzebne, by zrozumieć głębsze relacje. By lepiej poznać myśli innych bohaterów, kiedy Sara prowadzi czytelnika po swoim świecie. Jest wiele takich momentów, które powinny być opisane. Niestety niektóre z dużym opóźnieniem. By nie psuć smaku kibicowania, szoku, rozgoryczenia czy wściekłości do głównej bohaterki. Tak, tak, spoileruje, ale tylko ociupinkę 😝
A i dodam, że mi także brakowało tego momentu w głównej fabułę, dlatego właśnie powstał ten bonus. Niby mógłby w głównej części, ale wtedy nie znalibyśmy myśli Vegety. To kluczowe.
Usuń